Stadion Miejski w Malborku w tym sezonie jeszcze nie gościł tylu kibiców, co 25 maja. Wszyscy przyszli z nadzieją obejrzeć triumf swojej drużyny, a tymczasem przeżyli szok. Mniej wytrwali opuszczali trybuny jeszcze przed końcem pierwszej połowy.
Już w 10 min. Dawid Pelcer wyciągał piłkę z siatki po strzale Marka Steinborna. I pewnie w tym momencie nie spodziewał się, że w ciągu najbliższych dwóch minut zrobi to jeszcze... dwukrotnie! Składne kontry rywali wykończone kolejno przez Patryka Drewka i Mateusza Borowskiego w praktyce ustawiły cały mecz, bo przegrywając 0:3, i to w niecały kwadrans po pierwszym gwizdku, bardzo trudno się zmobilizować do otwartej gry. Kto wie jak potoczyłby się ten mecz, gdyby Piotr Sobieraj wygrał pojedynek sam na sam Kartuszyńskim z ok. 20 minuty. Niestety, sprawdziła się inna piłkarska reguła - niewykorzystane sytuacje się mszczą. Do końca pierwszej połowy Gwiazda dwukrotnie zmusiła malborskiego golkipera do kapitulacji, a na listę strzelców wpisali się ponownie Borowski i Steinborn.
W drugiej części meczu kibice nie obejrzeli odrodzenia Pomezanii. Za to karsinianie wciąż mieli apetyt na kolejne bramki. Zdobyli je w 67 i 85 minucie ustalając wynik spotkania 0:7.
Wygląda na to, że Pomezanii przyjdzie spędzić kolejny sezon w V lidze. Potrzeba wręcz cudu, by Gwiazda zgubiła punkty w którymkolwiek z czterech spotkań pozostałych do zakończenia rozgrywek. W sobotę piłkarsko lepiej prezentowała się ekipa przyjezdnych i pokazała, że jest gotowa na grę na wyższym szczeblu. Malborczycy, niestety, kolejny raz powtórzyli scenariusz ten sam od kilku lat - nie potrafili postawić kropki nad "i" w kluczowym momencie sezonu.